28-09-2015

PIELGRZYMKA DO MATKI BOŻEJ W MEDJUGORIE, 17-23.09.2015 R.

PIELGRZYMKA DO MATKI BOŻEJ W MEDJUGORIE, 17-23.09.2015 R.



Dzień czwarty: GÓRA KRIŻEWACZ, MOSTAR, WODOSPADY KRAVICA, MEDJUGORIE

Ten dzień rozpoczęliśmy od niecodziennej wędrówki. O czwartej nad ranem wyruszyliśmy na górę Kriżevac. Jest ona miejscem rozważania Męki Chrystusowej i Kalwarią medzugorskiego sanktuarium. Wspinając się na strome wzgórze, modliliśmy się, zatrzymując przy poszczególnych stacjach. Na szczycie góry, znajduje się ośmiometrowy krzyż z betonu, wybudowany przez mieszkańców Medjugorie w 1934 r. na pamiątkę 1900 rocznicy śmierci Jezusa. Naszej wędrówce od początku drogi towarzyszył niecodzienny gość, pies przybłęda, który szedł z nami na samą górę, a potem odprowadził aż pod sam autokar.

Po powrocie do pensjonatu i zjedzeniu śniadaniu pojechaliśmy do Mostaru. Pięknie położony w dolinie Neretwy, jest nieformalną stolicą Hercegowiny. Najważniejszym zabytkiem miasta jest XVI-wieczny kamienny Stary Most, uznawany za jeden z architektonicznych cudów swoich czasów. W czasie wojny w byłej Jugosławii został zburzony przez Chorwatów. W 2004 r. przy pomocy finansowej UNESCO i Unii Europejskiej most i okoliczne kamienice zostały odbudowane. Z mostem wiąże się jeszcze jedna historia – tradycja skoków do rzeki z mostu. Wysokość mostu to 20 metrów, czyli około 6 - 7 pięter. Kiedyś młodzi mężczyźni udowadniali w ten sposób swoją męskość, dziś robią to na zawodach lub dla pieniędzy, które zbierają od turystów. Skoki są bardzo niebezpieczne, skoczek musi bowiem trafić w niewielką część Neretwy, gdzie dno jest wystarczająco głębokie, by nie zrobić sobie krzywdy. Część z nas mogła zobaczyć taki skok. Podziwialiśmy także Kulundżiluk, starą turecką uliczkę handlową. Otoczona przez stragany z kolorowymi pamiątkami, ceramiką, odzieżą, dywanami, chustami, różnokolorowymi świecznikami, ma swój niezapomniany klimat. Mostar jest miejscem mocno doświadczonym przez wojnę domową, której ślady jak popękane od kul mury budynków, mogliśmy zobaczyć na własne oczy.

Wracając z Mostaru na chwilę wstąpiliśmy by zobaczyć Wodospady Kravica – grupę wodospadów położonych wzdłuż rzeki Trebižat w Bośni i Hercegowinie. Pomimo zimnej wody, najodważniejsi skorzystali z kąpieli.

Po obiadokolacji uczestniczyliśmy w Mszy świętej w głównym kościele w Medjugorie. Nabożeństwo odprawiane była w języku chorwackim, ale dzięki tłumaczeniu symultanicznemu mogliśmy aktywnie w nim uczestniczyć. To było niesamowite wrażenie, móc usłyszeć tuż obok ludzi modlących się w różnych językach świata. Mszę świętą poprzedza modlitwa różańcowa, odmawiane są części radosne i bolesne. Po nabożeństwie następuje błogosławieństwo dewocjonaliów, oraz modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała. Na koniec odnawiane są chwalebne tajemnice różańca. Każda osoba może również skorzystać z sakramentu pokuty. Znajduje się tutaj 20 konfesjonałów, dlatego wiele osób nazywa Medjugorje konfesjonałem świata.

Późnym wieczorem odbyło się jeszcze spotkanie z panem Wiesławem, Polakiem mieszkającym obecnie w Medjugorie. Wysłuchaliśmy poruszającego świadectwa o Bożej Opatrzności i miłości, która nikogo nie opuszcza i jest najbliżej tych, którzy najbardziej pogubili się w życiu. Pan Wiesław jest byłym narkomanem, jak się określił - trędowatym naszych czasów. Narkotyki miały zastąpić mu miłość, a okazały się chemiczną protezą szczęścia, która prowadziła do śmierci, a nie życia. Dwadzieścia lat trwał w nałogu, zabijając nie tylko siebie. Produkując i sprzedając narkotyki, przyczynił się do śmierci wielu osób. Choć wychowany w rodzinie katolickiej, były ministrant w pewnym momencie swego życia pustkę w sercu zaczął wypełniać alkoholem, potem środkami psychotropowymi. Gdy to okazało się za mało, nauczył się produkować kompot - polską heroinę. Kiedy sięgnął dna, dostał od swojej matki ultimatum, albo wyjazd do wspólnoty Cenacolo w Medjugorie, albo mieszkanie na ulicy. Przez pierwsze dni przebywania we wspólnocie myślał, że zwariuje. Obowiązujący w Cenacolo surowy regulamin (m.in. brak telewizji, Internetu, telefonów komórkowych, muzyki, jakichkolwiek rozrywek, istniała tylko praca i modlitwa) okazał się nie do przyjęcia dla Wiesława. Chciał wracać do rodzinnego domu z zamiarem dalszego ćpania. Nie zdążył jednak na autobus, a nikt inny nie chciał go zabrać do Polski. Rezygnując z pracy we wspólnocie, stracił jednocześnie miejsce w pensjonacie. Gdy po raz kolejny był na dnie, na swojej drodze spotkał franciszkanina Slavka Barbaricia, zajmującego się osobami psychicznie chorymi, uzależnionymi od narkotyków, alkoholikami, złodziejami i przestępcami. W zamian za pracę, Wiesław otrzymał tymczasowe miejsce zamieszkania i wyżywienie, ale musiał także uczestniczyć w spotkaniach modlitewnych i Mszy świętej. I choć bardzo się męczył, to podczas tych nabożeństw doświadczył łaski uzdrowienia z nałogu.